Westchnąłem cicho, niemalże niedosłyszalnie i ukucnąłem obok dziewczyny, która zaraz prawdopodobnie miała zginąć. Zginąć z mojej ręki, tak jak większość kobiet. Cholernie pragnąłem zobaczyć krew spływającą po tym kruchym i jakże delikatnym, kobiecym ciele… Usłyszeć krzyki , rozpaczy i błagania, które oczywiście nic by nie dały… Mieć przed oczami jej twarz wykrzywioną w niemiłosiernym bólu, a na końcu zamordować… Dodać ją do długiej listy zamordowanych przeze mnie osób. Obserwując ją uważnie, ziewnąłem przykładając przy tym dłoń do ust. Fakt, byłem dziś dość mocno zmęczony. Pomimo, że dziś jeszcze nikogo nie zabiłem, byłem wykończony. Czym? Właściwie sam nie wiem. Przyjrzałem się załzawionym oczom dziewczyny. Nie ruszało mnie to… Kobiece łzy nigdy mnie nie poruszały. Nic nie było w stanie sprawić abym się wzruszył, by moje serce zmiękło. Nikt nie był w stanie przywrócić we mnie chociażby odrobiny człowieczeństwa. Przywrócić człowieka jakim byłem, zanim dowiedziałem się co stało się z Angel. Tego, że zostałem pożywiony ciałem własnej siostry. W tym momencie, w tej właśnie chwili… Miałem ochotę zacząć krzyczeć na cały głos i wyrzucić z siebie to, co nagromadziło się we mnie od bardzo dawna. Jednak nie mogłem. Nie przy niej. Nie przy tej kobiecie. Wyciągnąłem powoli dłoń w jej kierunku, tak by móc odgarnąć włosy z jej twarzy. Nie znosiłem, gdy kobieta próbowała ukryć swoje emocje w dłoniach, czy tak jak ona we włosach. Kochałem patrzeć na ich emocje, które malowały się na twarzy.
-A nie pomyślałeś, że zabijając te kobiety… być może zabijasz też czyjąś siostrę?
Słysząc jej pytanie spojrzałem jej prosto w oczy i uniosłem ku górze brwi.
-Moje droga… Zawsze gdy morduję kobiety, zdaję sobie sprawę z tego, że jest ona czyjąś siostrą, matką czy córką. Przypominam sobie o siostrze i wtedy ta brutalność we mnie wzrasta… Zadaję większy ból… Nie staram się być delikatny… Można powiedzieć, że mszczę się i to ta żądza zemsty mnie nakręca…
Wywróciłem teatralnie oczami i momentalnie wstałem na równe nogi. Nigdy nie lubiłem zbyt długo kucać.
-M-mam propozycję…
-Propozycję?
Powtórzyłem cicho za nią. Byłem ciekaw, co też ma mi do zaoferowania. Jak dotąd była pierwszą kobietą, która śmiała mi cokolwiek zaoferować. Musiałem przyznać, że mnie zaciekawiła.
-T-tak… D-długo jesteś z tym sam… Zabijasz nie mając nikogo przy swoim boku… aby chociaż pochwalić się swoim… jak wnioskuję według ciebie dziełem, prawda?
Jej ciało drżało, a głos łamał się od emocji… Cóż to był za widok…
-J-jak mnie nie zabijesz… ja… ja…
Powie to w końcu? To zaczyna być irytujące…
-B-będę… dla ciebie zabijać… ja…
Po usłyszeniu owej propozycji zaśmiałem się głośno, wyobrażając sobie jak ona – delikatna, młoda, piękna, mogłaby kogokolwiek zabić.
-Chcesz zabijać?
Spytałem i momentalnie spoważniałem. To mogło być naprawdę ciekawe… Znowu obok niej ukucnąłem, dzieliły nas centymetry. Uważnie przyjrzałem się jej twarzy. Zastanawiałem się czy to podstęp, czy może mówi prawdę?
-Chcesz zabijać… Dla mnie. Proszę, proszę… Chciałbym zobaczyć, jak kogoś zabijasz. Sądzę, że dogadamy się… Ostrzegam jednak moja droga, że jeśli to jakiś podstęp… Nie wyjdzie ci on!
Warknąłem patrząc ciągle w jej błyszczące od blasku księżyca oczy.
-T-tak… Wolę zabijać niż zostać zabita…
To co mówi ma pewien sens…
-Podstęp? A jaki? Mogę zginąć z twoich rąk… Wolę żyć i zabić… tylko, że…
Spojrzała gdzieś w bok, a ja uniosłem jedną z brwi ku górze. Ponownie spojrzała mi w oczy.
-Nie zabiłam nigdy nikogo… Nie wiem, jak to się robi.. Musiałbyś mnie tego nauczyć… Nie odważyłabym się oszukać ciebie… Umówmy się, że jak mi nie… nie wyjdzie to po prostu mnie zabijesz… Na… Nauczysz mnie tego? Mając ciebie za… za nauczyciela może mi się uda…
Na moje usta wkradł się cwany uśmiech. Ta kobieta naprawdę mnie zaskakuje. Widzę po niej, ze przeraża ją to co proponuje, o mnie już nie mówiąc.
-Nauczyć cię? Dobrze, ale dopiero po udowodnieniu mi, że to co mówisz nie jest żadnym podstępem. Mam już pewien plan…
Uśmiechnąłem się szeroko, przesuwając nożem po jej delikatnym policzku. Nie zraniłem jej jednak, bo jej śliczna buźka będzie potrzebna. Sprawdzimy, jak bardzo będziesz chciała zachować swoje życie i jak daleko jesteś w stanie się posunąć. Jej drżące ciało tak cholernie mnie podniecało. Jej strach, przerażenie, niemoc... Dotknąłem dłonią jej twarzy sunąc palcem po szyi.
-Jesteś bogata, prawda?
Spojrzała na mnie przerażona, a ja zaśmiałem się głośno.
-Nikt normalny, nie chodzi tak ubrany po lesie.
Odpowiedziałem na pytanie ukryte w jej oczach. Znowu wstałem szybko i spojrzałem na nią z góry.
-Zaberzesz mnie do swojego domu. Radzę nie robić jakiś sztuczek, bo bez wahania zabiję całą twoją rodzinę z tobą na czele! Zabierzesz potrzebne rzeczy i kupę kasy.
-Co?! Nie mogę, rodzice skapną się!
-Gówno mnie to obchodzi. Wypłacimy pieniądzę i wpłacimy je na moje konto. Kasa przy byciu mordercą cholernie się przydaje. W sumie spadłaś mi jak gwiazdka z nieba.
-Mam okraść rodziców?
-Dokładnie. No chyba, że wolisz mieć poderżnięte gardło tu i teraz...
-NIE! ZROBIĘ TO! Zrobię...
Uśmiechnąłem się zadowolony. Tak sobie myślę, że w sumie przyda mi się taka zabaweczka, jak ona..
-Jaki masz plan? Co mam ci udowodnić?
-A to.. Przebierzemy cię. Będziesz udawała dziwkę i zaproponujesz wybranemu przeze mnie mężczyznie seks za kasę w bocznej uliczce. Tam zabijesz go nożem, który ukryty będziesz mieć pod pączochą.
Mój uśmiech poszerzył się, gdy tylko zobaczyłem jej przerażenie. Odskoczyła w bok i chciałem już ją łapać, ale ona tylko zwymiotowała. Zaśmiałem się głośno.
-I ty chcesz zabijać... Może i spodoba mi się kabaret w twoim wydaniu... A teraz prowadź do domu. Wszystko po kolei i spróbuj czegoś, a zapewnię ci taką śmierć jakiej nie życzyłbym swoim najgorszym wrogom. To ode mnie zależeć będzie... czy przeżyjesz...
W sumie... Jak ta mała ma na imię.
-Jak się nazywasz?
-L-Larisa... Stof..
-Od dziś witaj w moim świecie... Lariso..