piątek, 19 października 2012

Rozdział 1 : Strach poznasz dopiero, gdy staniesz w obliczu zagrożenia życia.

Ciemna noc usłana pięknym, gwieździstym niebem. Otulona bladym, a jednocześnie żywym blaskiem księżyca w pełni osadzonego już na węglowym niebie. Noc dobrze już pochłonęła naszą kochaną planetę i miasto, w którym na każdym kroku coraz to bardziej szerzyła się przestępczość. Gwałty, rabunki, morderstwa…Wszystko dobrze znane temu szaremu miasteczku, w którym każdy dbał jedynie o własne cztery litery. Sama kiedyś byłam świadkiem, jak na chłopaka, nie wiem może czternaście wiosen liczył, napadła grupka mężczyzn i nikt nawet nie kiwną palcem, aby mu pomóc. Pytanie czemu ja tego nie zrobiłam? Rzecz jest prosta - byłam zbyt daleko, a jak dobiegłam tamtych już nie było, a chłopczyna miał kosę między żebrami… Tak właśnie wygląda nasz obecny świat… A ja? Właśnie, ja nienormalna, mająca w sobie coś z dziecka nocy, spaceruje teraz po obrzeżach miasta bez żadnej eskorty i ochrony… Tak, mam własną ochronę, bo urodziłam się w takiej a nie innej rodzinie. Nienawidziłam tego domu, jak i tego, że akurat musiałam urodzić się w tej chorej rodzinie. Co z tego, że mam pełno kasy i wszelkie możliwe luksusy? Tak, moja rodzina jest bogata, a nazwisko rodziców przynajmniej dziesięć razy w ciągu dnia przewija się w mediach. Słodcy, zawsze uśmiechnięci i niby tak bardzo zakochani w sobie... Tylko, że ja doskonale wiem iż są to tylko pozory. Udają przed kamerami i obiektywami aparatów. Prawda jest taka, że w domu zachowują się tak jakby w ogóle się nie znali i nawet ze sobą nie rozmawiają. Dla nich liczy się jedynie status społeczny, mnożenie rodzinnej fortuny i zachowanie dobrej opinii publicznej. Dodatkowo w tym całym tatrze nie ma miejsca dla mnie. Od małego zajmowała się mną gosposia, którą bardzo szanuję. W sumie wychowała mnie cała służba i to oni stanowią dla mnie rodzinę. Moi rodzice, aby załatwić moje problemy i miłość do mnie kupowali i nadal mi kupują drogie prezenty. Tylko co mi po nich? Chcę miłości i czułości, poczuć że coś dla nich znaczę. Teraz też nie ma ich w domu, dlatego i ja go opuściłam. Noga za noga idę brukowaną kostką po alejach. Jakie to zabawne, że właśnie nocą jest tu taki spokój, kiedy za dnia słychać tu tłumy dzieci, szczekania psów, kłótnie kochanków… Podeszłam do znajdującego się niedaleko jeziorka, nazywanego przez mieszkańców Łzą Szczęścia… Usiadłam na trawniku, podciągnęłam nogi pod samą brodę i uśmiechnęłam się wpatrzona w odbijający się księżyc. Musiałam wyglądać, jak mała bezbronna dziewczynka w czerwono-czarnej, długiej sukni, porządnych butach na obcasie oraz z idealnie ułożonymi, długimi, hebanowymi włosami. Na ustach widniała, jak zawsze krwista czerwień od mojej ulubionej pomadki. Nachyliłam się nad wodą i powolnymi ruchami, muskałam opuszkami taflę wody, tworząc na niej małe drgania rozchodzące się po całym jeziorze. Wolną dłoń położyłam na jednym z kolan i z ogromną ciekawością dalej bawiłam się tą nieskazitelną taflą, choć teraz przy mojej pomocy pojawiły się lekkie kółeczka odchodzące od moich placów. Zabawne…Właśnie my ludzie jesteśmy tacy, jak ta tafla wody… Rodzimy się niewinni i niczym nieskażeni jednak z biegiem dni, miesięcy i lat stajemy się kimś zupełnie innym. Na naszej psychice, charakterze oraz ciele powstają z wolna właśnie takie drgania spowodowane oddziaływaniem na nas otaczającego nas świata. W dzieciństwie są to rówieśnicy, a z biegiem czasu nasi przyjaciele i najbliższe osoby. Nie uwierzę, że są ludzie bez masek… Każdy ma siłę wykuć własną maskę...ale tylko wtedy stanie się ona prawdziwą twarzą kiedy będzie prawdziwie nasza, a nie stworzona dla ludzi wokół. Żyjąc w dość wyniosłym towarzystwie nauczyłam się, że każdy przyjmuje maskę. Czy miałam przyjaciół? Nie… Dla nich liczyły się tylko moje pieniądze i status w tym nędznym społeczeństwie… A moje uczucia? Właśnie… Rodzice zawsze nie mieli dla mnie czasu, ważniejsze były spotkania biznesowe i inne pierdoły niosące ze sobą korzyści majątkowe. Mam dość… Ile można tak żyć? Jestem sama i nie znam świata…Żyjąc w kloszu, nie poznam co to życie poza nim… Ale postanowiłam, że od teraz zacznę to robić. Nie zaznałam co to jest wolność, a chcę być w końcu wolna… Usłyszałam hukanie sowy niczym z filmu grozy i uniosłam swoje ciemne, bystre tęczówki, które zdążyły przywyknąć do ogarniającej mnie ciemności. Ujrzałam mężczyznę stojącego przy jednym z drzew. Był za daleko bym mogła stwierdzić, czy mnie obserwuje... Być może nawet mnie nie zauważył. Powoli wstałam, uważając aby nie wydać żadnego dźwięku. Już prawie mnie nie było przy jeziorze i... jedna z moich stóp natrafiła na leżącą na ziemi gałązkę, która głośno strzeliła. Szybko schowałam się za jedno z drzew, opierając o jego korę plecy, dość szybko i nierówno oddychając. Nie wiem czemu, ale czułam, że powinnam bać się tego mężczyzny. Moje wszystkie zmysły w tym momencie były bardzo wyostrzone, dlatego dobrze słyszałam, że mężczyzna zaczął się przemieszczać. Nagle kroki ucichły, a mężczyzna stanął raptownie przede mną z nożem w dłoni i psychopatycznym uśmiechem.
-Wiesz, że niebezpiecznie tak spacerować lasem o tej porze?
Jego jedna z gęstych, ciemnych brwi uniosła się ku górze. Powoli przesunęłam się w bok po grubym przewie z nadzieją jakieś ucieczki.
-Tak, wiem że są to niebezpieczne spacery, ale taki mam instynkt.
Tak właśnie było. Kochałam te skoki adrenaliny i ryzyko niebezpieczeństwa. Chociaż teraz było aż za bardzo niebezpiecznie. Serce trzepotało w mojej piersi tak jak koliber macha swoimi skrzydłami. Wpatrywałam się w oczy mężczyzny, które błyszczały od blasku księżyca. Czy to dlatego natrafiłam na tego mężczyznę? Zawsze mnie ciągnie tam, gdzie jest niebezpiecznie, a sądząc po tym co trzymał w dłoni na pewno był niebezpieczny. W końcu udało mi się przesunąć na tyle aby móc uciec. Złapałam w dłonie materiał sukienki i zaczęłam biec przed siebie. Za sobą usłyszałam głośny śmiech mężczyzny. Doskonale wiedziałam, że miałam małe szanse co do ucieczki. Schowałam się za naprawdę grubym drzewem, dłonią zakrywając sobie usta i nos. Myślałam, że serce zaraz wyskoczy mi na zewnątrz. Wstrzymałam oddech i łapałam co jakiś czas trochę powietrza, lecz nie za dużo aby nie zdradzić miejsca, w którym byłam. Usłyszałam, że mężczyzna biegnie w moją stronę. Skąd wiedziałam, że biegnie? Zdradzały go liście i gałęzie.
-Hej! HeeeJ! Królewno... Nie uciekaj. Wiesz, że i tak cię znajdę. Nie utrudniaj mi tego!
Jego krzyki i chory śmiech wypełniły las. Zamknęłam na chwilę drżąc jak liść na wietrze. Moje ciało chyba reagowało instynktownie. Nikt nie chciał ginąć, a ja właśnie mogłam. Nagle jego kroki ucichły. Zmarszczyłam brwi i otworzyłam oczy. Czyżby pobiegł dalej?
-A kuku...
Usłyszałam jego szept przy uchu. Odskoczyłam w bok, potykając się o jakąś wystającą gałąź lub korzeń i upadłam na ziemię. Moja klatka poruszała się szybko przez strach jaki zagnieździł się w moim ciele. Zacisnęłam palce na miękkim podszyciu lasu. Mężczyzna westchnął i pokręcił na boki głową, a ja zamknęłam oczy. Po chwili uspokoiłam się i spojrzałam na nieznajomego swoimi kocimi oczami. Było widać, że bawi go to co robi. Dalej trzymał ten cholerny nóż, a ja wiedziałam już że chce on jednego - mojej śmierci, mojego bólu i mojego strachu. Z jego ruchów, czy też zachowania mogłam wywnioskować jedną, przerażającą rzecz - jest po prostu seryjnym mordercą. Wiedziałam też coś jeszcze. Proszenie o litość nie miało tu ani jednego procenta na pewną realizację. Ciągle na niego patrząc, zadałam pytanie na które być może już nie raz odpowiadał.
-Zabijasz od dawna, prawda?
Po tych słowach spojrzałam w bok aby opanować drżenie rąk.
-Owszem moja droga, zabijam od dawna... Od bardzo dawna... Pierwszy raz zabiłem w wieku trzynastu lat... A później już nawet nie pamiętam... Szesnaście? Tak.. Chyba szesnaście lat miałem, kiedy zacząłem zabijać.
-Zabijesz i mnie... Prawda?
Pytanie było banalne, bo to w jakiej byłam sytuacji i to, że mężczyzna nadal trzymał w dłoni nóż było raczej wystarczającą odpowiedzią.
-Dlaczego? Sprawia ci to przyjemność? A może po prostu przywyknąłeś do tego aż tak bardzo, że stało się to twoim normalnym trybem życia?
Ten bijący z jego oczu chłód przerażał mnie. Wiedziałam, że mogę tu zginąć i doskonale zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji, ale dzięki rozmowie może coś wskóram lub uda mi się to odciągnąć. W tych jego ciemnych oczach było widać... ból? Albo coś na obraz bólu. Ręce zaczęły mi drżeć jeszcze bardziej, tak samo jak moje drobne, kruche i dopiero teraz znaczące dla mnie ciało.
-I jedna i druga odpowiedź jest dobra... Zabijam bo sprawia mi to przyjemność oraz zabijam bo już tak wiele razy to robiłem, podczas dokonywania zemsty na moich i mojej siostry oprawcach, że stało się to moją codziennością... Moim uzależnieniem. Słyszałaś na pewno o serii brutalnych morderstw, jakich tu ostatnio dokonano, prawda? Ciała kobiet bestialsko obdarte ze skóry... Jak myślisz kto to zrobił?
Tak, słyszałam o tych morderstwach, ponieważ pisano o nich w każdej gazecie. Poczułam pod powiekami łzy, bo zaraz padnie odpowiedź na pytanie, którą chciałam znać w tej chwili najbardziej. Mężczyzna uśmiechnął się szyderczo i przejechał palcem wzdłuż noża.
-Czy cię zabiję? Hmm... Może tak... A może nie...