niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział 5: Czy może być coś gorszego od strachu przed śmiercią?



Nie mam pojęcia, jak przypadnie Wam do gustu ten mój odcinek. Jest trochę pisany tak jakby z dupy, jednak mam cichą nadzieję, że nie jest on totalną porażką. Dedykuję go Wam wszystkim. Tym co czytają tego bloga :* Dziękuję, że jesteście :* 


-Nauczyć cię? Dobrze, ale dopiero po udowodnieniu mi, że to co mówisz nie jest żadnym podstępem. Mam już pewien plan…
Uśmiechnął się szeroko, przesuwając nożem po moim policzku. Zaczęłam drżeć jeszcze bardziej niż wcześniej. Dlaczego musiałam znaleźć się w nieodpowiednim miejscu i czasie? Dotknął dłonią mojej twarzy sunąc palcem po szyi. Przerażał mnie jego wzrok. Pomimo braku w nich jakichkolwiek emocji widziałam w nich satysfakcję z tego, jak bardzo boję się tego człowieka.
-Jesteś bogata, prawda?
Spojrzałam na niego przerażona. Skąd on to wie? Rozpoznał mnie? Zaśmiał się głośno.
-Nikt normalny, nie chodzi tak ubrany po lesie.
Czy on potrafi czytać w myślach? Wstał i spojrzał na mnie z góry. Nie spuszczałam z niego wzroku. Bałam się, że tylko trochę mojej nieuwagi i zginę tutaj.
-Zabierzesz mnie do swojego domu. Radzę nie robić jakiś sztuczek, bo bez wahania zabiję całą twoją rodzinę z tobą na czele! Zabierzesz potrzebne rzeczy i kupę kasy.
-Co?! Nie mogę, rodzice skapną się!
-Gówno mnie to obchodzi. Wypłacimy pieniądze i wpłacimy je na moje konto. Kasa przy byciu mordercą cholernie się przydaje. W sumie spadłaś mi jak gwiazdka z nieba.
-Mam okraść rodziców?
-Dokładnie. No chyba, że wolisz mieć poderżnięte gardło tu i teraz...
-NIE! ZROBIĘ TO! Zrobię...
Powoli te jego drwiące uśmiech zaczynały mnie irytować. Wkurza mnie to, że on po prostu dobrze się bawi moim kosztem.
-Jaki masz plan? Co mam ci udowodnić?
Musiałam o to zapytać. Ten człowiek jest nieobliczalny, a ja wolę wiedzieć na czym stoję.
-A to.. Przebierzemy cię. Będziesz udawała dziwkę i zaproponujesz wybranemu przeze mnie mężczyźnie seks za kasę w bocznej uliczce. Tam zabijesz go nożem, który ukryty będziesz mieć pod pończochą. 
Moje oczy rozszerzyły się. M.. mam proponować swoje ciało za pieniądze? Przecież ja jeszcze nigdy nie przeżyłam swojego pierwszego razu! Obcy, zapewne obleśny facet ma mnie dotykać?! T… to jest obrzydliwe!! Odskoczyłam w bok i nie mogąc wygrać ze swoim żołądkiem zwymiotowałam. Usłyszałam nad sobą głośny śmiech.
-I ty chcesz zabijać... Może i spodoba mi się kabaret w twoim wydaniu... A teraz prowadź do domu. Wszystko po kolei i spróbuj czegoś, a zapewnię ci taką śmierć jakiej nie życzyłbym swoim najgorszym wrogom. To ode mnie zależeć będzie... czy przeżyjesz...
Myśli, że to przez myśl o zabijaniu? Niech dalej trwa w tym błędzie… Nie zamierzam go prostować. Nie chcę, aby ten mężczyzna wiedział, że jestem dziewicą. 
-Jak się nazywasz?
-L-Larisa... Stof..
-Od dziś witaj w moim świecie... Lariso..
Moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej. Przetarłam wierzchem dłoni usta. Jak ja teraz podniosę się z ziemi? Przecież moje nogi mnie nie utrzymają. W jego świecie co? Jak mam niby przez to wszystko przejść co? Przecież tak się nie da. Pytanie brzmi czy ja w ogóle mam wybór? Jasne, że nie jeśli chcę żyć, a każdy człowiek o zdrowych zmysłach chce żyć, prawda?
-Na co czekasz księżniczko? Wstawaj z tej ziemi i prowadź do swojego pałacu.
Uśmiechnął się do mnie w taki sposób, że przeszły mnie dreszcze. Ten człowiek naprawdę mnie przerażał. Podtrzymując się drzewa, udało mi się wstać. Nogi dalej mi drżały, ale co na to mogłam poradzić?
-Boże, nie ociągaj się.
Pchnął mnie do przodu, że o mało się nie przewróciłam. Udało mi się jednak złapać równowagę. Spojrzałam na niego przez ramię z mordem w oczach zdmuchując z twarzy niesforne pasemka moich włosów.
-Nie ociągaj się kochana. To ja tu dyktuję zasady, a ty masz ich słuchać, dlatego rusz ten swój szczupły zadek i prowadź mnie do swojego domu.
Mruknęłam coś niezrozumiałego pod nosem i poprawiając suknie ruszyłam w stronę swojego domu. Jednak ciągle bałam się. Teraz nie tylko o siebie. A co jeśli ten psychopata zrobi coś mojej rodzinie, oczywiście poprzez rodzinę mam na myśli służbę w domu. Serio nie przeżyłabym tego, jakby zabił kogoś z nich na moich oczach. Zrobię wszystko, aby tak się nie stało. Szedł za mną niczym wygłodniały wilk śledzący swoją ofiarę. Nie odzywaliśmy się do siebie, a ja cały czas czułam na sobie jego wzrok.
Po kilku minutach staliśmy przed moim domem. Weszłam razem z nim do środka i od razu doskoczyła do mnie gosposia.
-Larisa gdzieś ty była?! Martwiliśmy się o ciebie.
-Na spacerze. Rodzice w domu.
-Nie. Będę dopiero jutro po południu.
Po tych słowach spojrzała na mężczyznę.
-Jestem chłopakiem Larisy. Jack Adinson.
Zatkało mnie. Patrzyłam na niego osłupiała, ale szybko się ogarnęłam, bo twarz gosposi skierowała się w moją stronę.
-Nie chciałam o tym mówić. Wiesz jacy są rodzice. Alice zrobisz nam po herbacie? Strasznie zmarzłam w tym lesie.
-Lesie?!
-No tym koło domu. Wiesz zimno tam jak cholera.
-Larisa!
-Oj no przepraszam no…
Przewróciłam oczami i westchnęłam.
-Razem z Jackiem będziemy u mnie w pokoju.
Po tym złapałam jego dłoń, co wywołało u mnie setki nieprzyjemnych dreszczy. Biegiem ruszyłam na górę po schodach. Po otwarciu drzwi, wepchnęłam go do pokoju, zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami. Spuściłam głowę zasłaniając włosami moją twarz. Zaczęłam drżeć.
-Przytulanie tu masz. Luksusy co? Poza tym, nie wiedziałem, że tak szybko chcesz stracić dziewictwo…
Szybko na niego spojrzałam i zaczerwieniłam się. Skąd wie, że jestem dziewicą?!
-To nie tak! Nie chcę, abyś przebywał z ważnymi dla mnie ludźmi dłużej, niż to potrzebne. I nie jestem dziewicą!
-Ciekawe, bo wiem, że jesteś.
Zaśmiał się i położył na moim wielkim, podwójnym łóżku.
-Z-zaraz przyjdę. Idę przebrać się w coś wygodniejszego.
-Chyba upadłaś na głowę, jeśli myślisz, że pozwolę na to aby chociaż na sekundę stracić cię z oczu. Przebierz się tutaj. Widzę, że masz sporo ciuchów.
Zaskoczył mnie, a zaraz po tym uśmiechnął się i wstał z łóżka. Podszedł do mnie, a ja ze strachu zamknęłam oczy. Wtedy usłyszałem przekręcany zamek. Otworzyłam oczy, a Jack – o ile w ogóle to jego prawdzie imię – wrócił na łóżko podrzucając do góry kluczyk od mojego pokoju.
-Odwróć się chociaż…
Tak wiem, że mogłam się nie przebierać. Ale suknia była niewygodna, podarta i pobrudzona. Chciałam się jej naprawdę pozbyć. Widząc, że się odwrócił, co chwila spoglądając przez ramię rozsunęłam suknie i pozwoliłam opaść jej na ziemię. Sięgnęłam leginsy z krzesła i je założyłam. Właśnie miałam brać krótki rękawek, kiedy poczułam na karku zimny metal – nóż. Zaczęłam drżeć.
-Mm…masz piękne ciało. Te idealne kształty, gładka skóra, wystające kości.
Serce trzepotało mi w piersi, jak uwięziony ptak. Stałam w bezruchu, mając ręce puszczone wzdłuż ciała. Nagle poczułam nóż na jednej, a potem na drugiej łopatce i nagle mój stanik upadł na ziemię. Od razu zrobiłam się czerwona. Szybko rękami zakryłam teraz już nagie piersi. Zamknęłam oczy i już po chwili mężczyzna odwrócił mnie przodem do siebie pchając na ścianę.
-No co jest? Przecież nie jesteś dziewicą, prawda? Więc takie rzeczy nie powinny cię zawstydzać.
Przesunął nożem od mojej szyi do mostka, ciągle mając na ustach perfidny uśmiech. Zabrał dłoń z mojej piersi i położył na niej swoją i nachylił się nade mną.
-N-nie!
Wtedy usłyszałam głośny, psychiczny śmiech tego faceta. Spojrzałam na niego ze łzami w oczach i spoliczkowałam go.
-Jesteś pojebany!
Uciekłam do garderoby i szybko założyłam na siebie pierwszą lepszą koszulkę. 

niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 4:Jesteś w stanie zabić, aby przeżyć?






Westchnąłem cicho, niemalże niedosłyszalnie i ukucnąłem obok dziewczyny, która zaraz prawdopodobnie miała zginąć. Zginąć z mojej ręki, tak jak większość kobiet. Cholernie pragnąłem zobaczyć krew spływającą po tym kruchym i jakże delikatnym, kobiecym ciele… Usłyszeć krzyki , rozpaczy i błagania, które oczywiście nic by nie dały… Mieć przed oczami jej twarz wykrzywioną w niemiłosiernym bólu, a na końcu zamordować… Dodać ją do długiej listy zamordowanych przeze mnie osób. Obserwując ją uważnie, ziewnąłem przykładając przy tym dłoń do ust. Fakt, byłem dziś dość mocno zmęczony. Pomimo, że dziś jeszcze nikogo nie zabiłem, byłem wykończony. Czym? Właściwie sam nie wiem. Przyjrzałem się załzawionym oczom dziewczyny. Nie ruszało mnie to… Kobiece łzy nigdy mnie nie poruszały. Nic nie było w stanie sprawić abym się wzruszył, by moje serce zmiękło. Nikt nie był w stanie przywrócić we mnie chociażby odrobiny człowieczeństwa. Przywrócić człowieka jakim byłem, zanim dowiedziałem się co stało się z Angel.  Tego, że zostałem pożywiony ciałem własnej siostry. W tym momencie, w tej właśnie chwili… Miałem ochotę zacząć krzyczeć na cały głos i wyrzucić z siebie to, co nagromadziło się we mnie od bardzo dawna. Jednak nie mogłem. Nie przy niej. Nie przy tej kobiecie. Wyciągnąłem powoli dłoń w jej kierunku, tak by móc odgarnąć włosy z jej twarzy. Nie znosiłem, gdy kobieta próbowała ukryć swoje emocje w dłoniach, czy tak jak ona we włosach. Kochałem patrzeć na ich emocje, które malowały się na twarzy.
-A nie pomyślałeś, że zabijając te kobiety… być może zabijasz też czyjąś siostrę?
Słysząc jej pytanie spojrzałem jej prosto w oczy i uniosłem ku górze brwi.
-Moje droga… Zawsze gdy morduję kobiety, zdaję sobie sprawę z tego, że jest ona czyjąś siostrą, matką czy córką. Przypominam sobie o siostrze i wtedy ta brutalność we mnie wzrasta… Zadaję większy ból… Nie staram się być delikatny… Można powiedzieć, że mszczę się i to ta żądza zemsty mnie nakręca…
Wywróciłem teatralnie oczami i momentalnie wstałem na równe nogi. Nigdy nie lubiłem zbyt długo kucać.
-M-mam propozycję…
-Propozycję?
Powtórzyłem cicho za nią. Byłem ciekaw, co też ma mi do zaoferowania. Jak dotąd była pierwszą kobietą, która śmiała mi cokolwiek zaoferować. Musiałem przyznać, że mnie zaciekawiła.
-T-tak… D-długo jesteś z tym sam… Zabijasz nie mając nikogo przy swoim boku… aby chociaż pochwalić się swoim… jak wnioskuję według ciebie dziełem, prawda?
Jej ciało drżało, a głos łamał się od emocji… Cóż to był za widok…
-J-jak mnie nie zabijesz… ja… ja…
Powie to w końcu? To zaczyna być irytujące…
-B-będę… dla ciebie zabijać… ja…
Po usłyszeniu owej propozycji zaśmiałem się głośno, wyobrażając sobie jak ona – delikatna, młoda, piękna, mogłaby kogokolwiek zabić.
-Chcesz zabijać?
Spytałem i momentalnie spoważniałem. To mogło być naprawdę ciekawe… Znowu obok niej ukucnąłem, dzieliły nas centymetry. Uważnie przyjrzałem się jej twarzy. Zastanawiałem się czy to podstęp, czy może mówi prawdę?
-Chcesz zabijać… Dla mnie. Proszę, proszę… Chciałbym zobaczyć, jak kogoś zabijasz. Sądzę, że dogadamy się… Ostrzegam jednak moja droga, że jeśli to jakiś podstęp… Nie wyjdzie ci on!
Warknąłem patrząc ciągle w jej błyszczące od blasku księżyca oczy.
-T-tak… Wolę zabijać niż zostać zabita…
To co mówi ma pewien sens…
-Podstęp? A jaki? Mogę zginąć z twoich rąk… Wolę żyć i zabić… tylko, że…
Spojrzała gdzieś w bok, a ja uniosłem jedną z brwi ku górze. Ponownie spojrzała mi w oczy.
-Nie zabiłam nigdy nikogo… Nie wiem, jak to się robi.. Musiałbyś mnie tego nauczyć… Nie odważyłabym się oszukać ciebie… Umówmy się, że jak mi nie… nie wyjdzie to po prostu mnie zabijesz… Na… Nauczysz mnie tego? Mając ciebie za… za nauczyciela może mi się uda…
Na moje usta wkradł się cwany uśmiech. Ta kobieta naprawdę mnie zaskakuje. Widzę po niej, ze przeraża ją to co proponuje, o mnie już nie mówiąc.
-Nauczyć cię? Dobrze, ale dopiero po udowodnieniu mi, że to co mówisz nie jest żadnym podstępem. Mam już pewien plan…
Uśmiechnąłem się szeroko, przesuwając nożem po jej delikatnym policzku. Nie zraniłem jej jednak, bo jej śliczna buźka będzie potrzebna. Sprawdzimy, jak bardzo będziesz chciała zachować swoje życie i jak daleko jesteś w stanie się posunąć. Jej drżące ciało tak cholernie mnie podniecało. Jej strach, przerażenie, niemoc... Dotknąłem dłonią jej twarzy sunąc palcem po szyi.
-Jesteś bogata, prawda?
Spojrzała na mnie przerażona, a ja zaśmiałem się głośno.
-Nikt normalny, nie chodzi tak ubrany po lesie.
Odpowiedziałem na pytanie ukryte w jej oczach. Znowu wstałem szybko i spojrzałem na nią z góry.
-Zaberzesz mnie do swojego domu. Radzę nie robić jakiś sztuczek, bo bez wahania zabiję całą twoją rodzinę z tobą na czele! Zabierzesz potrzebne rzeczy i kupę kasy.
-Co?! Nie mogę, rodzice skapną się!
-Gówno mnie to obchodzi. Wypłacimy pieniądzę i wpłacimy je na moje konto. Kasa przy byciu mordercą cholernie się przydaje. W sumie spadłaś mi jak gwiazdka z nieba.
-Mam okraść rodziców?
-Dokładnie. No chyba, że wolisz mieć poderżnięte gardło tu i teraz...
-NIE! ZROBIĘ TO! Zrobię...
Uśmiechnąłem się zadowolony. Tak sobie myślę, że w sumie przyda mi się taka zabaweczka, jak ona..
-Jaki masz plan? Co mam ci udowodnić?
-A to.. Przebierzemy cię. Będziesz udawała dziwkę i zaproponujesz wybranemu przeze mnie mężczyznie seks za kasę w bocznej uliczce. Tam zabijesz go nożem, który ukryty będziesz mieć pod pączochą.
Mój uśmiech poszerzył się, gdy tylko zobaczyłem jej przerażenie. Odskoczyła w bok i chciałem już ją łapać, ale ona tylko zwymiotowała. Zaśmiałem się głośno.
-I ty chcesz zabijać... Może i spodoba mi się kabaret w twoim wydaniu... A teraz prowadź do domu. Wszystko po kolei i spróbuj czegoś, a zapewnię ci taką śmierć jakiej nie życzyłbym swoim najgorszym wrogom. To ode mnie zależeć będzie... czy przeżyjesz...
W sumie... Jak ta mała ma na imię.
-Jak się nazywasz?
-L-Larisa... Stof..
-Od dziś witaj w moim świecie... Lariso..

sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 3: Co zrobisz, aby przeżyć? Jak kurczowo potrafisz trzymać się swojego życia?


Na samym początku chciałabym was przeprosić za to, że moja notka jest taka krótka. Myślałam, że wyjdzie więcej, ale tak się nie stało. Sama trochę zawiodłam się na tym... Jeszcze raz przepraszam was ;]



Zaczęłam analizować każde wypowiedziane przez mężczyznę słowa. Poczułam pod powiekami łzy. Może? Nie chcę słyszeć takiej odpowiedzi. Opuściłam głowę drżąc jeszcze bardziej i ukryłam twarz w swoich długich, hebanowych włosach. Chcę wiedzieć co mnie czeka. Zabawne, że dopiero w takich sytuacjach człowiek docenia swoją dotychczasową egzystencję. Śmieszne jest też to ile człowiek jest w stanie zrobić, aby przeżyć.
-A nie pomyślałeś, że zabijając te kobiety... być może zabijasz też czyjąś siostrę?
Zapytałam mężczyznę, bojąc się jego reakcji. Ten uniósł jedynie do góry swoje gęste brwi. Moje ciało zaczęło już żyć własnym życiem. Dokładnie każdy jego milimetr drżał z przerażenia, jakie odczuwałam... Ze strachu... Miał trzynaście lat jak zabił. Zabija od ładnych lat i co? Będę teraz na liście jego ofiar? Nie chcę umierać. Ukucnął przede mną, a ja ze strachu mocniej ścisnęłam kolana. Bałam się, że teraz użyje na mnie swojego noża. Odgarnął  mi włosy z twarzy i teraz musiałam spojrzeć na niego.
-Moja droga... Zawsze zawsze gdy morduję kobiety, zdaję sobie sprawę z tego, że jest ona czyjąś siostrą, matką czy córką. Przypominam sobie o siostrze i wtedy ta brutalność we mnie wzrasta... Zadaję większy ból... Nie staram się być delikatny... Można powiedzieć, że mszczę się i to ta żądza zemsty mnie nakręca...
Ta odpowiedź przeraziła mnie jeszcze bardziej, o ile w ogóle było to możliwe. Czyli ma tak i teraz? Zabije mnie w brutalny sposób, jak kobiety opisane w gazetach? Zaczął boleć mnie brzuch i aż mnie lekko zemdliło... Przewrócił teatralnie oczami i wstał. Boję się... Pewnie jakbym miała teraz wstać, to nie dałabym po prostu rady... Nogi tak mi drżały, że na pewno odmówiłby mi posłuszeństwa. Spojrzałam w bok, ale musiałam coś zaproponować... Coś zrobić... Wymyślić coś tak, aby nie zdenerwować go a jednocześnie dać sobie szansę na przeżycie.
-M-mam propozycję...
Szepnęłam drżącym od emocji głosem. W oczach miałam lekkie łzy, bo chociaż starałam się być twarda, to nie wychodziło mi to.
-Propozycję?
Powtórzył za mną i uważnie przyjrzał się mi.
-T-tak.. D-długo jesteś z tym sam... Zabijasz nie mając nikogo przy swoim boku... aby chociaż pochwalić się swoim... jak wnioskuję według ciebie dziełem, prawda?
To co chciałam teraz powiedzieć, utkwiło mi w gardle niczym ość ryby. Nie mogąc powiedzieć tego patrząc mu w oczy, przekręciłam w bok głowę i objęłam swoje kolana. Moje ciało zaczęło drżeć jeszcze bardziej niż wcześniej.
-J-jak mnie nie zabijesz... ja... ja...
Cholera! Teraz to musiałam dawać mu satysfakcję. Schowałam twarz w kolanach, obejmując je jeszcze mocniej.
-B-będę... dla ciebie zabijać... z tobą ja...
Po lesie rozszedł się głośny śmiech mężczyzny. Boże co ja zaczęłam mówić?! Czy naprawdę tak kurczowo trzymałam się tego swojego nędznego życia?! To chyba było normalne... Chęć przetrwania... Jednak to co powiedziałam przerażało mnie równie mocno, co stojący nade mną mężczyzna. Mój kat przestał się śmiać.
-Chcesz zabijać?
Zapytał, a ja usłyszałam że całkowicie spoważniał. Ukucnął ponownie przede mną.
-Chcesz zabijać... Dla mnie. Proszę, proszę.. Chciałbym zobaczyć, jak kogoś zabijasz. Sądzę, że dogadamy się... Ostrzegam jednak moja droga, że jeżeli to jakiś podstęp... Nie wyjdzie ci on!
Spojrzałam w bok.
-T-tak... Wolę zabijać, niż zostać zabita...
Niestety taka była prawda, tylko że ja nie miałam żadnego pojęcia o zabijaniu. Nigdy nikogo nie zabiłam... Spojrzałam w jego lodowate oczy.
-Postęp? A jaki? Mogę zginąć z twoich rąk.. Wolę żyć i zabić... tylko, że...
Spuściłam na moment oczy, ale zaraz ponownie patrzyłam w jego twarz.
-Nie zabiłam nigdy nikogo... Nie wiem jak to się robi. Musiałbyś mnie tego wszystkiego nauczyć...
Znowu zaczęłam drżeć, ponieważ bałam się mężczyzny jak i tego na co przystaję. Na okropne morderstwa, bo zapewne tylko takie go interesowały...
-Nie odważyłabym się oszukać ciebie...
Tak, to była prawda. Wiedziałam, że jakbym to zrobiła on bez wahania zatopiłby ostrze noża w moim ciele. Zastanawiałam się tylko jak to teraz będzie... Mam opuścić dom, trzymać się jego? Czy po prostu spotykać się z nim na morderstwa? Bałam się o swoje życie, o to co mam robić... Jednak należałam do honorowych kobiet i jeśli coś powiedziałam to dotrzymywałam słowa.
-Umówmy się, że jak mi nie... nie wyjdzie to po prostu mnie zabijesz...
Po ostatnich słowach zaczęłam drżeć, jak zając napotykający drapieżnika. Przecież nie wiem, czy dam radę, ale może ta chęć przetrwania... i moja determinacja pozwolą sprostać oczekiwaniom tego mężczyzny? Mam taką nadzieję, chociaż wiem, że nadzieja matką głupich... Jednak powiadają też, że nadzieja matką głupich, ale za to kochanką odważnych. Być może to drugie bardziej odpowiada mojej obecnej sytuacji...
-Na... nauczysz mnie tego? Mając ciebie za... za nauczyciela może mi się uda...

poniedziałek, 5 listopada 2012

Rozdział 2: Czy wiesz czym jest strach? Czy wiesz, jak rodzą się łzy? Jesteś przerażony? Masz gacie pełne stachu? Nie? Łżesz jak na spowiedzi!




Wspomnienia o mojej młodszej siostrze znowu powróciły, wypełniając moja głowę niemiłymi obrazami z podwójną siłą. Pomimo, że byłem bezuczuciowym potworem, to tak bardzo tęskniłem za Angel... Za jej szerokim i zawsze szczerym uśmiechem, za maleńką dziewczynką którą najzwyczajniej w świecie zabito i zjedzono... Tak, pieprzeni psychole, którzy wtargnęli do naszego domu zabijając na naszych oczach rodziców, zabili też i Angel, zjedli ją i nakarmili mnie jej zmielonym ciałem czego byłem całkowicie nieświadomy... Dowiedziałem się o tym w wieku lat osiemnastu i tamten dzień pozbawił mnie całkowicie człowieczeństwa, którego wcześniej krztą się we mnie tliła. Pomściłem ją. Zabiłem tych skurwieli. Oczywiście nie przywróciło to życia Angel, ale dzięki temu poczułem ulgę. W dniu, w którym dowiedziałem się, że po przetrzymywaniu mnie w piwnicy i głodzeniu zjadłem własną siostrę... Przysięgłem jej i sobie, że pomszczę ją własnoręcznie odbierając życie jej oprawcom. Słowa dotrzymałem. Jednak musiałem teraz uciekać. Moje czyny sprawiły, że zostałem zmuszony do opuszczenia mojej ciotki, hrabiny Walker, która była również moją kochanką. Chore? Możliwe. Jednak miałem to głęboko w dupie. Nigdy nie obchodziło mnie zdanie innych. Moja ciotka jest przekonana, że nie żyję. Może takie rozwiązanie było dla niej najlepsze... Zdaję sobie sprawę, że swoim odejściem zadałem jej cios, jednak musiałem to zrobić ponieważ uciekałem przed pierdolonymi psami. W tym momencie przed moimi oczami pojawiła się wizja mojego pierwszego zabójstwa. Zamordowałem rzeźnika łowiącego ryby. Zrobiłem to dla niej - mojej ciotki. Mógł skurwiel jej nie obrażać to żyłby dalej.
(...)
Wybrałem się na spacer po lesie, który miał mnie odprężyć. Kto normalny spaceruje o tej porze? No właśnie, a kto powiedział że ja jestem normalny? Psychopatycznego mordercy nie można nazwać człowiekiem normalnym. I pomyśleć, że stałem się taki tylko przez żądzę zemsty, którą obiecałem mojej zamordowanej siostrze. Byłem taki mały kiedy myślałem, że tylko ją zabili jednak już wtedy doskonale widziałem swoją przyszłość. Wiedziałem, że na pewno zamorduję jej oprawców. Nie wiedziałem jednak jednego... Tego, że przeciągnie się to do tego stopnia iż będę mordował niewinnych ludzi, którzy nigdy nic mi nie zrobili. Jeśli chodzi o morderstwa, to ostatnio moim celem stały się kobiety... Kocham patrzeć jak cierpią, jak krzyczą i błagają o litość, jak krew spływa po ich gładkiej skórze, jak wykrzywiają z bólu swe urocze, anielskie twarzyczki... Są one takimi kruchymi istotami... Ich śmierć była i jest rajem dla oczu takiego człowieka jak ja. Spacerując teraz po ciemnym lesie, który oświetlał tylko blask księżyca, usłyszałem nagle dźwięk łamanej gałęzi. Zdradziła ona, że nie jestem tu sam. Odwróciłem się szybko, ale moje przyzwyczajone już do ciemności oczy nikogo nie wypatrzyły. Wyjąłem zza pasa nóż z którym nigdy się nie rozstawałem i skierowałem się w stronę miejsca, gdzie wcześniej usłyszałem łamaną gałąź.  Byłem jak wygłodniała pantera. Każdy mój zmysł był wyczulony na najmniejszy ruch, czy najcichszy dźwięk. Przechodząc obok dość sporego drzewa usłyszałem, jak na moje wyostrzone zmysły, głośny i nierównomierny oddech. Spokojnie mogłem stwierdzić, że jest to kobieta. Skąd? Nawet biorąc pod uwagę fakt, że kobiety są fizycznie drobniejsze niż mężczyźni, ich płuca są wciąż proporcjonalnie mniejsze. Kobiety mają węższe drogi oddechowe, co oznacza, że trudniej wtłoczyć i wypuścić powietrze z ich płuc. W spoczynku potrzebujemy 8-10 litrów powietrza na minutę, ale podczas meczących ćwiczeń zapotrzebowanie u kobiety może wzrosnąć nawet do 120 litrów na minutę. Tak samo jest w przypadku wielkiego stresu, jaki zapewnienie obecna tu kobieta przeżywała. To niewiele w porównaniu ze sportowcem z męskiej czołówki, który wdycha nawet 240 litrów na minutę! Ponieważ podczas męczących ćwiczeń kobiety nie potrafią ‘ciężko oddychać’ tak dobrze jak mężczyźni, według badań u wielu kobiet występuje spadek ilości tlenu we krwi i w związku z tym wzrost duszności. Tak, jak wspomniałem kobiety nie potrafią 'ciężko oddychać'. W oka mgnieniu stanąłem przed nią mierząc ją swoim lodowatym spojrzeniem. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Typowy dla psychopaty...
-Wiesz, że niebezpiecznie tak spacerować lasem o tej porze?
-Tak, wiem że to niebezpieczne spacery, ale taki mam instynkt.
Westchnąłem po jej odpowiedzi. Mówiła tak, jak każda... Każda, którą mordowałem biegała po lesie. Czy te wszystkie dziewczyny błagały się o śmierć? Bo mi właśnie tak się wydawało. Zmierzyłem ją dokładnie. Idealnie ułożone włosy, ładna buźka... Jednak widząc jej suknię, ponownie uniosłem brew ku górze. Widziałem po jej ruchach, że ma zamiar uciec. Byłem już tak doskonałym mordercą, że bez problemu potrafiłem rozpoznać gesty, które zdradzały że moja ofiara ma zamiar mi zwiać. I stało się dokładnie tak, jak przewidziałem. Dziewczyna odwróciła się i zaczęła uciekać. Zaśmiałem się głośno. Postanowiłem dać jej nacieszyć się i nie pobiegłem za nią, dopóki nie zniknęła mi z oczu. Dopiero wtedy pobiegłem w kierunku, w którym ostatni raz ją widziałem.
-Hej! HeeeJ! Królewno... Nie uciekaj. Wiesz, że i tak cię znajdę. Nie utrudniaj mi tego!
Krzyknąłem i zaraz po tym po lesie rozległ się mój melodyjny, chory śmiech... Śmiech niczym psychopaty z horroru. W pewnym momencie przestałem biec, ponieważ nie mogłem pozbyć się wrażenia, że dziewczyna gdzieś tu jest... Rozejrzałem się i nie myliłem się. Zdradziła ją jej sukienka, której kawałek wystawał zza drzewa. Zakradłem się cicho, stanąłem za drzewem zza którego wystawał materiał sukienki, po to by po chwili nieco się wychylić.
- A kuku...
Szepnąłem tuż przy uchu dziewczyny i ponownie roześmiałem się, wypełniając las swoim głosem. Wyczuwałem od niej bijący strach... Kochałem to. Można powiedzieć, że strach innych mnie podniecał. Po moim "a kuku" dziewczyna odskoczyła. Kiedy upadła na ziemię potykając się o coś, cicho westchnąłem i pokręciłem na boki głową. Satysfakcjonowało mnie to, że bała się mnie... oraz to, że nie wstydziła się swojego strachu. Większość kobiet ukrywała strach, udawały silne a ona była inna. Spojrzałem w jej duże, ciemne oczy. W moich nie było żadnych emocji... Jedyne co w nich można było zobaczyć, to chłód. Chociaż nie.. Było coś jeszcze - ból... Ból na myśl o mojej młodszej, zamordowanej siostrze, której nie umiałem ochronić. Nie udało mi się to... Z tego powodu będę obwiniać się do końca życia. Widziałem, jak ręce dziewczyny drżą, a ona stara się to ukryć. Jednak nie wychodziło jej to.
-Zabijasz od dawna, prawda?
-Owszem moja droga, zabijam od dawna... Od bardzo dawna... Pierwszy raz zabiłem w wieku trzynastu lat... A później już nawet nie pamiętam... Szesnaście? Tak.. Chyba szesnaście lat miałem, kiedy zacząłem zabijać.
-Dlaczego? Sprawia ci to przyjemność? A może po prostu przywyknąłeś do tego aż tak bardzo, że stało się to twoim normalnym trybem życia?
Słysząc jej pytanie uniosłem delikatnie brew ku górze ani na chwilę nie spuszczając wzroku z jej kruchego ciała.
-I jedna i druga odpowiedź jest dobra... Zabijam bo sprawia mi to przyjemność oraz zabijam bo już tak wiele razy to robiłem, podczas dokonywania zemsty na moich i mojej siostry oprawcach, że stało się to moją codziennością... Moim uzależnieniem. Słyszałaś na pewno o serii brutalnych morderstw, jakich tu ostatnio dokonano, prawda? Ciała kobiet bestialsko obdarte ze skóry... Jak myślisz kto to zrobił?
Widziałem, że po walce z samą sobą spojrzała w końcu ponwnie w moje oczy.
-Zabijesz i mnie... Prawda?
Uśmiechnąłem się szyderczo i przejechałem palcem wzdłuż noża, który ciągle trzymałem w dłoni.
-Czy cię zabiję? Hmm... Może tak... A może nie...

piątek, 19 października 2012

Rozdział 1 : Strach poznasz dopiero, gdy staniesz w obliczu zagrożenia życia.

Ciemna noc usłana pięknym, gwieździstym niebem. Otulona bladym, a jednocześnie żywym blaskiem księżyca w pełni osadzonego już na węglowym niebie. Noc dobrze już pochłonęła naszą kochaną planetę i miasto, w którym na każdym kroku coraz to bardziej szerzyła się przestępczość. Gwałty, rabunki, morderstwa…Wszystko dobrze znane temu szaremu miasteczku, w którym każdy dbał jedynie o własne cztery litery. Sama kiedyś byłam świadkiem, jak na chłopaka, nie wiem może czternaście wiosen liczył, napadła grupka mężczyzn i nikt nawet nie kiwną palcem, aby mu pomóc. Pytanie czemu ja tego nie zrobiłam? Rzecz jest prosta - byłam zbyt daleko, a jak dobiegłam tamtych już nie było, a chłopczyna miał kosę między żebrami… Tak właśnie wygląda nasz obecny świat… A ja? Właśnie, ja nienormalna, mająca w sobie coś z dziecka nocy, spaceruje teraz po obrzeżach miasta bez żadnej eskorty i ochrony… Tak, mam własną ochronę, bo urodziłam się w takiej a nie innej rodzinie. Nienawidziłam tego domu, jak i tego, że akurat musiałam urodzić się w tej chorej rodzinie. Co z tego, że mam pełno kasy i wszelkie możliwe luksusy? Tak, moja rodzina jest bogata, a nazwisko rodziców przynajmniej dziesięć razy w ciągu dnia przewija się w mediach. Słodcy, zawsze uśmiechnięci i niby tak bardzo zakochani w sobie... Tylko, że ja doskonale wiem iż są to tylko pozory. Udają przed kamerami i obiektywami aparatów. Prawda jest taka, że w domu zachowują się tak jakby w ogóle się nie znali i nawet ze sobą nie rozmawiają. Dla nich liczy się jedynie status społeczny, mnożenie rodzinnej fortuny i zachowanie dobrej opinii publicznej. Dodatkowo w tym całym tatrze nie ma miejsca dla mnie. Od małego zajmowała się mną gosposia, którą bardzo szanuję. W sumie wychowała mnie cała służba i to oni stanowią dla mnie rodzinę. Moi rodzice, aby załatwić moje problemy i miłość do mnie kupowali i nadal mi kupują drogie prezenty. Tylko co mi po nich? Chcę miłości i czułości, poczuć że coś dla nich znaczę. Teraz też nie ma ich w domu, dlatego i ja go opuściłam. Noga za noga idę brukowaną kostką po alejach. Jakie to zabawne, że właśnie nocą jest tu taki spokój, kiedy za dnia słychać tu tłumy dzieci, szczekania psów, kłótnie kochanków… Podeszłam do znajdującego się niedaleko jeziorka, nazywanego przez mieszkańców Łzą Szczęścia… Usiadłam na trawniku, podciągnęłam nogi pod samą brodę i uśmiechnęłam się wpatrzona w odbijający się księżyc. Musiałam wyglądać, jak mała bezbronna dziewczynka w czerwono-czarnej, długiej sukni, porządnych butach na obcasie oraz z idealnie ułożonymi, długimi, hebanowymi włosami. Na ustach widniała, jak zawsze krwista czerwień od mojej ulubionej pomadki. Nachyliłam się nad wodą i powolnymi ruchami, muskałam opuszkami taflę wody, tworząc na niej małe drgania rozchodzące się po całym jeziorze. Wolną dłoń położyłam na jednym z kolan i z ogromną ciekawością dalej bawiłam się tą nieskazitelną taflą, choć teraz przy mojej pomocy pojawiły się lekkie kółeczka odchodzące od moich placów. Zabawne…Właśnie my ludzie jesteśmy tacy, jak ta tafla wody… Rodzimy się niewinni i niczym nieskażeni jednak z biegiem dni, miesięcy i lat stajemy się kimś zupełnie innym. Na naszej psychice, charakterze oraz ciele powstają z wolna właśnie takie drgania spowodowane oddziaływaniem na nas otaczającego nas świata. W dzieciństwie są to rówieśnicy, a z biegiem czasu nasi przyjaciele i najbliższe osoby. Nie uwierzę, że są ludzie bez masek… Każdy ma siłę wykuć własną maskę...ale tylko wtedy stanie się ona prawdziwą twarzą kiedy będzie prawdziwie nasza, a nie stworzona dla ludzi wokół. Żyjąc w dość wyniosłym towarzystwie nauczyłam się, że każdy przyjmuje maskę. Czy miałam przyjaciół? Nie… Dla nich liczyły się tylko moje pieniądze i status w tym nędznym społeczeństwie… A moje uczucia? Właśnie… Rodzice zawsze nie mieli dla mnie czasu, ważniejsze były spotkania biznesowe i inne pierdoły niosące ze sobą korzyści majątkowe. Mam dość… Ile można tak żyć? Jestem sama i nie znam świata…Żyjąc w kloszu, nie poznam co to życie poza nim… Ale postanowiłam, że od teraz zacznę to robić. Nie zaznałam co to jest wolność, a chcę być w końcu wolna… Usłyszałam hukanie sowy niczym z filmu grozy i uniosłam swoje ciemne, bystre tęczówki, które zdążyły przywyknąć do ogarniającej mnie ciemności. Ujrzałam mężczyznę stojącego przy jednym z drzew. Był za daleko bym mogła stwierdzić, czy mnie obserwuje... Być może nawet mnie nie zauważył. Powoli wstałam, uważając aby nie wydać żadnego dźwięku. Już prawie mnie nie było przy jeziorze i... jedna z moich stóp natrafiła na leżącą na ziemi gałązkę, która głośno strzeliła. Szybko schowałam się za jedno z drzew, opierając o jego korę plecy, dość szybko i nierówno oddychając. Nie wiem czemu, ale czułam, że powinnam bać się tego mężczyzny. Moje wszystkie zmysły w tym momencie były bardzo wyostrzone, dlatego dobrze słyszałam, że mężczyzna zaczął się przemieszczać. Nagle kroki ucichły, a mężczyzna stanął raptownie przede mną z nożem w dłoni i psychopatycznym uśmiechem.
-Wiesz, że niebezpiecznie tak spacerować lasem o tej porze?
Jego jedna z gęstych, ciemnych brwi uniosła się ku górze. Powoli przesunęłam się w bok po grubym przewie z nadzieją jakieś ucieczki.
-Tak, wiem że są to niebezpieczne spacery, ale taki mam instynkt.
Tak właśnie było. Kochałam te skoki adrenaliny i ryzyko niebezpieczeństwa. Chociaż teraz było aż za bardzo niebezpiecznie. Serce trzepotało w mojej piersi tak jak koliber macha swoimi skrzydłami. Wpatrywałam się w oczy mężczyzny, które błyszczały od blasku księżyca. Czy to dlatego natrafiłam na tego mężczyznę? Zawsze mnie ciągnie tam, gdzie jest niebezpiecznie, a sądząc po tym co trzymał w dłoni na pewno był niebezpieczny. W końcu udało mi się przesunąć na tyle aby móc uciec. Złapałam w dłonie materiał sukienki i zaczęłam biec przed siebie. Za sobą usłyszałam głośny śmiech mężczyzny. Doskonale wiedziałam, że miałam małe szanse co do ucieczki. Schowałam się za naprawdę grubym drzewem, dłonią zakrywając sobie usta i nos. Myślałam, że serce zaraz wyskoczy mi na zewnątrz. Wstrzymałam oddech i łapałam co jakiś czas trochę powietrza, lecz nie za dużo aby nie zdradzić miejsca, w którym byłam. Usłyszałam, że mężczyzna biegnie w moją stronę. Skąd wiedziałam, że biegnie? Zdradzały go liście i gałęzie.
-Hej! HeeeJ! Królewno... Nie uciekaj. Wiesz, że i tak cię znajdę. Nie utrudniaj mi tego!
Jego krzyki i chory śmiech wypełniły las. Zamknęłam na chwilę drżąc jak liść na wietrze. Moje ciało chyba reagowało instynktownie. Nikt nie chciał ginąć, a ja właśnie mogłam. Nagle jego kroki ucichły. Zmarszczyłam brwi i otworzyłam oczy. Czyżby pobiegł dalej?
-A kuku...
Usłyszałam jego szept przy uchu. Odskoczyłam w bok, potykając się o jakąś wystającą gałąź lub korzeń i upadłam na ziemię. Moja klatka poruszała się szybko przez strach jaki zagnieździł się w moim ciele. Zacisnęłam palce na miękkim podszyciu lasu. Mężczyzna westchnął i pokręcił na boki głową, a ja zamknęłam oczy. Po chwili uspokoiłam się i spojrzałam na nieznajomego swoimi kocimi oczami. Było widać, że bawi go to co robi. Dalej trzymał ten cholerny nóż, a ja wiedziałam już że chce on jednego - mojej śmierci, mojego bólu i mojego strachu. Z jego ruchów, czy też zachowania mogłam wywnioskować jedną, przerażającą rzecz - jest po prostu seryjnym mordercą. Wiedziałam też coś jeszcze. Proszenie o litość nie miało tu ani jednego procenta na pewną realizację. Ciągle na niego patrząc, zadałam pytanie na które być może już nie raz odpowiadał.
-Zabijasz od dawna, prawda?
Po tych słowach spojrzałam w bok aby opanować drżenie rąk.
-Owszem moja droga, zabijam od dawna... Od bardzo dawna... Pierwszy raz zabiłem w wieku trzynastu lat... A później już nawet nie pamiętam... Szesnaście? Tak.. Chyba szesnaście lat miałem, kiedy zacząłem zabijać.
-Zabijesz i mnie... Prawda?
Pytanie było banalne, bo to w jakiej byłam sytuacji i to, że mężczyzna nadal trzymał w dłoni nóż było raczej wystarczającą odpowiedzią.
-Dlaczego? Sprawia ci to przyjemność? A może po prostu przywyknąłeś do tego aż tak bardzo, że stało się to twoim normalnym trybem życia?
Ten bijący z jego oczu chłód przerażał mnie. Wiedziałam, że mogę tu zginąć i doskonale zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji, ale dzięki rozmowie może coś wskóram lub uda mi się to odciągnąć. W tych jego ciemnych oczach było widać... ból? Albo coś na obraz bólu. Ręce zaczęły mi drżeć jeszcze bardziej, tak samo jak moje drobne, kruche i dopiero teraz znaczące dla mnie ciało.
-I jedna i druga odpowiedź jest dobra... Zabijam bo sprawia mi to przyjemność oraz zabijam bo już tak wiele razy to robiłem, podczas dokonywania zemsty na moich i mojej siostry oprawcach, że stało się to moją codziennością... Moim uzależnieniem. Słyszałaś na pewno o serii brutalnych morderstw, jakich tu ostatnio dokonano, prawda? Ciała kobiet bestialsko obdarte ze skóry... Jak myślisz kto to zrobił?
Tak, słyszałam o tych morderstwach, ponieważ pisano o nich w każdej gazecie. Poczułam pod powiekami łzy, bo zaraz padnie odpowiedź na pytanie, którą chciałam znać w tej chwili najbardziej. Mężczyzna uśmiechnął się szyderczo i przejechał palcem wzdłuż noża.
-Czy cię zabiję? Hmm... Może tak... A może nie...